No i klops! Najpierw porażka z parkowaniem - bo wszystko zamknięte na długo przed startem biegu i policjantka z lekceważącym podejściem nie będąca w stanie udzielić informacji, potem okazało się, że jednak trzeba czytać regulaminy, bo nie zawsze organizatorzy pozwalają na bieg z wózkiem a tak sobie zaplanowaliśmy (po zdjęciach widziałam, że jednak są tacy co mają to w nosie).
Na starcie stanęłam więc nieco obrażona. Ostatecznie jednak spędziliśmy fajne popołudnie bo Henia zachwycił i plac zabaw i miasteczko rowerowe więc choć z dzieckiem biec się nie dało to było co z nim zrobić. Pogoda była wymarzona no i akurat mieliśmy rowerek :) i babcię :)
Sam bieg - jeździmy na niego od lat - pamiętam czasy kiedy było to lokalne wydarzenie z szutrową górką na trasie a teraz to już wielka impreza, która zatraciła ten swoj kameralny urok. To co stanowi największą wartość tego wydarzenia to jednak niezmiennie ludzie - i nie mam tu na myśli organizatorów - choć pewnie też - ale tych zwyczajnych niezwyczajnych mieszkańców, którzy wychodzą na trasę i dopingują, dokarmiają, zraszają zraszaczami do kwiatków - robią atomsferę. I choć się męczysz to się cieszysz i choć nie masz sił to wykrzeszesz z siebie jeszcze odrobinę.