Z wynikiem 02:51:05 ukończyłam trzecią Perłę. Tak jest! Ukończyłam znaczy się nie umarłam i zmieściłam się w limicie. I wiecie co? Było fantastycznie - choć jeszcze w sobotę nie sądziłam, że to możliwe żebym tak powiedziała. Ten bieg był jakże inny od poprzednich dwóch - i to też jest fajne - że każda z Pereł jest totalnie różna - pod względem trasy, warunków, pogody.
Nie czarujmy się- biegowo nie byłam przygotowana a uratowały mnie - o ironio! - strome podejścia (haha tu przydaje się noszenie dzieci po schodach). Bo choć nie wybiegana to jednak siłę mam. Widoki na górze - fantastyczne, pogoda wymarzona, wolontariusze uśmiechnięci - to wszystko złożyło się na rewelacyjny odbiór imprezy. I choć trzy dni później jeszcze pewne problemy sprawia mi schodzenie po schodach powtórzyłabym to bez cienia wahania.
Za miesiąc Rabka!
Obowiązkowe zdjęcie z wilkiem...
... i z codziennym moim trenerem ;)
Żeby nie było, że zapomniałam o mężu.
A jako, że przyjechaliśmy już w sobotę mogliśmy trochę rozejrzeć się po okolicy, przedreptać park zdrojowy, wjechać na Palenicę, wypić kawę w Cafe Helenka...
Pogoda udała się nam wyśmienicie, nocleg znaleźliśmy już na miejscu - ech... fajnie tak - oby jak najczęściej :)