Na ten bieg czekaliśmy od kilku miesięcy. Właściwie odkąd wróciliśmy z niego rok temu wiedzieliśmy, że pobiegniemy i w przyszłym. Bo ten bieg to nie tylko zawody - to wydarzenie sportowe ale i historyczne, kulturowe, jedym słowem wielowymiarowe. Tym razem pogoda wyjątkowo sprzyjała plażowaniu i nie sprzyjała bieganiu. Mimo, że bieg jest biegiem nocnym a start dopiero o godzinie 21 powietrze było gorące i gęste nie mniej niż przez cały dzień. Wieczór nie przyniósł orzeźwienia, na które tak czekaliśmy. Prawie pięciu tysiącom ludzi nie przeszkodziło to jednak we wzięciu udziału w tej niecodziennej imprezie. Jeśli wierzyć organizatorom (a komu jeśli nie im?) dokładnie 4.492 zawodników dotarło do linii mety. Nawet teraz trudno mi to sobie wyobrazić! Ogromną zaletą jest to, że bieg jest w zasadzie dla każdego - Ci, którzy nie czują się jeszcze na siłach żeby przebiec 10 km mogą poprzestać na 5 - a to potrafi już każdy z odrobiną samozaparcia. My mieliśmy reprezentację na obydwu dystansach :) Pierwszy zawodnik na dystansie 5 km ukończył bieg już po 14 minutach (14:22 min)a pierwsza dziesiątka zakończyła się niecałe 18 minut później z czasem 31:56 min. Bieg Powstania Warszawskiego to także jeden z nielicznych biegów, na których widać kobiety - okazuje się, że jednak są, biegają a ich liczba może przekroczyć 1000 zawodniczek. Oto wynik!
Podumowując - atmosfera niesamowita - przed startem harcerze rozdający powstańcze opaski, wspólna rozgrzewka w rytm muzyki, uroczyście odśpiewana "Rota"... na trasie widzowie, doping, Krakowskie Przedmieście i wybrzeże Wisły skąpane w wieczornych światłach stolicy i tańczących pod zamkiem fontann. Tego wieczoru przez stolicę płynęły dwie rzeki - obok Wisły zielona tupiąca i dysząca rzeka biegaczy. Warto dodać, że to koszulki sponsorowane przez firmę KRAFT nie zaś szalona sympatia uczestników biegu do tego koloru sprawiły, że dominował kolor zielony :)
A po bieganiu - w niedzielne przedpołudnie odrabiamy stracone kalorie!