Warsaw Orlen Marathon i 10 km Bieg Oshee - non omnia possumus omnes

2015-04-29 07:02:00, komentarzy: 0

Zostawmy coś innym. Tym razem maraton należał do Iwonki a nasz Krejzolski Team wystąpił jedynie w roli wspierających. Maskotek można by rzec :)

 

 

Rekreacyjnie pokonaliśmy 10 km by na mecie przywitać debiutującą na koronnym dystansie koleżankę. Ale cóż to był za debiut! Chylcie głowy (co i ja czynię!). Wspaniała! Czas 3 godziny 45 minut godny pozazdroszczenia. Zazdraszam!

 

Żeby nie wyjść na słabeusza postanowiłam przynajmniej podkręcić tempo na dyszce bo....

Muszę się do czegoś przyznać. Nie umniejszając absolutnie rangi imprezy OSHEE  10 km - ale jednak czułam żal nie do opisania, że tak naprawdę prawdziwy bieg jest tu obok a nasza dycha to zaledwie dobra rozgrzewka... Co to wyśpiewywał T.LOVE o chorej ambicji....? :)  

 

Start lada chwila. Pożegnaliśmy Iwonkę życząc powodzenia i niebiegającą część ekipy życząc sobie dopingu i zdjęć na trasie. Pogoda sprzyjała biegaczom -  słońce nie dawało o sobie znać, popadywała lekka mżawka, która schładzała ale nie ziębiła. Adrenalina naciągnęła sprężyną, wypuszczając ją wraz z wylatującymi w niebo biało-czerownymi balonami. Rozpoczęło się Narodowe Święto Biegania. Te kilka minut na starcie, muzyka, doping, media -  moc nie do opisania, .  Bardzo szybko straciłam z oczu Mirka i zostało mi tylko trzymanie się pleców Adriana. Z częścią ekipy rozstaliśmy się już w blokach startowych - Madzia - a z nią Artur, Radek i Marcin ustawili się na bezpiecznej strefie wyniku w okolicach godziny. My nie chcąc się już przeciskać ustawiliśmy się w strefie startowej do 55 minut i to był - co można było przewidzieć duży błąd jeśli chciało sie robic tempo - wyprzedzanie na pierwszych 3 km graniczyło z cudem. Lawirowaliśmy, zwalnialiśmy, biegliśmy krawężnikami kręcąc jak w slalomie gigancie.

 

 

I tak mijały kilometry, mżawka gęstniała i tłum nie chciał maleć. Na 4 km łyk wody, mała strata czasu też na podbiegu przy Konwiktorskiej i dalsza przygoda! :)

Bieg uznaję za bardzo udany - było ciasno i tłumnie, większość w deszczu i nieco niepewnie na śliskim bruku Krakowskiego Przedmieścia. Wydaje się, że to narzekania?! - wręcz przeciwnie - było WSPANIALE! To wszystko to elementy całości, które na mecie składają się w obraz tryumfu i satysfakcji. Wyniku też się nie powstydzę....a co! Wspólnie z Adim zakończyliśmy bieg 48:07 min po opuszczeniu linii startu. Następnym razem urwę te 10 sekund!

 

 

 

 

 

Kategorie wpisu: 10 km
« powrót

Dodaj nowy komentarz

Wyszukiwarka

Ateny, 42 km - maraton ukończony!!!

Półmaraton wokół Jeziora Żywieckiego

Półmaraton Wrocławski, jeszcze przed startem