Sobotnia aktywność sięgnęła zenitu - dzień zaczęliśmy od startu w 10 km biegu w Oświęcimiu a zakończyliśmy na 21 km w Rybniku.
Pokłony dla wszystkich, którzy zrobili życiówki. Profil trasy raczej nie był wymarzony do bicia rekordów. Podbiegi dawały się we znaki a ten najkrótszy acz najbardziej stromy pokonywałam zgięta w pół z nosem przy samej ziemi :) A co okrążenie to niżej! Mimo wszystko biegłam wymijając za każdym razem przynajmniej kilka maszerujących osób.
I choć życiówki nie ma z wyniku jestem zadowolona: 01:48:40 a przecież był to mój drugi bieg tego dnia (rano Oświęcim, LFO). Życiówki z Wrocławia tak łatwo nie pobiję. No i w końcu nie dałam się odstawić mężowi :)
Półmaraton udany, atmosfera wspaniała a to głównie dzięki kibicom. Podzielam słyszane do tej pory echy i achy. Warto było. Trasa poprowadzona przez rynek to świetny pomysł - tam pod wsparciem kibiców człowiek dostawał powera.
No i grupa starszych żywiołowych Pań przy trasie - krzyczących, klaszczących, śpiewających - jak dla mnie - im również należy się medal. Esencja dopingu :)Dziękuję.
Do ostatniej chwili bałam się pogody. Kiedy wychodziliśmy z domu lało jak z cebra, po drodze również nie było lepiej. Kolejny raz pomyślałam, że musze nabyć dobrą, lekką kurtkę przecideszczową. Na szczęście kolejny raz się przesmyknęłam i nie była mi potrzebna. Deszcz ustał, zrobiło się rześko a w połowie trasy jeszcze modliłam się o deszcz... Trudno kobiecie dogodzić ;)
No a medal? Najpiękniejszy.
Stefan, współbiegacz 10:59, 1 lipca 2014
Drodzy Czytelnicy!
Starorzymska zasada stanowiła, że nikt nie może być sędzią we własnej sprawie. To logiczne pryncypium.
Z punktu widzenia osób postronnych rzecz wygląda bowiem tak.
Ania zwykła biegać z niezrównaną gracją. Miękko, zwiewnie, eterycznie. Stopy stawia z wdziękiem absolutnym. Obserwatorom wydaje się, że nieledwie unosi się nad ziemią, niesiona równym rytmem, raczej frunie niż biegnie. A czyni to wszystko bez wysiłku, ze słonecznym uśmiechem na ustach, wyprostowana, z głową śmiało podniesioną i oczyma, w których migoczą iskierki szczęścia. To istna przyjemność patrzeć na kogoś, kto promienieje taką radością, a przy tym biegnąc, ukazuje taką elegancję i taki szyk. No i na domiar rozsiewa dokoła niewysłowiony czar, od którego kibicom miękną kolana (zwłaszcza, gdy kibicami są mężczyźni). Gdyby przyznawano tytuł "Biegacza z Klasą", Ania niechybnie zgarnęłaby wszystkie nagrody.
Tak to właśnie wygląda "z boku".
Czytam przeto relację, z której wynika, że Ania biegła "zgięta i z nosem przy samej ziemi" i dalibóg nie rozumiem. W Rybniku owszem miejscami było ciemno, ale nie na tyle, bym nie dostrzegł zgrabnej i wyprostowanej (sic!) sylwetki Ani. Tylko oczy błyszczały Jej w mroku bardziej niż zazwyczaj.
Często sami patrzymy na siebie krytyczniej niźli tego wymaga rzeczywistość (choć oczywiście są wyjątki: mówię o sobie). Może więc Ani wydawało się, że widać po Niej zmęczenie ową niełatwą trasą. Ale naprawdę dla postronnego obserwatora 21-szy kilometr Ani wyglądał tak jakby właśnie bieg zaczęła. Lekkość, świeżość, harmonia, styl, subtelność, charme i poezja - wszystko razem, wymieszane w doskonałych proporcjach.
A może przez Anię przemawia jedynie kobieca kokieteria (skądinąd też urocza)?
Takie to świadectwo chciałem dać Prawdzie
w imieniu całej rzeszy kibiców, znanych jako "Fani Ani"
PS.
Aniu, przepraszam za komentarz na MaratonyPolskie.pl, ale nie mogłem tego zostawić bez echa. Ktoś tam poleca Ci ćwiczenia na mięśnie brzucha. Tobie są potrzebne jakieś ćwiczenia! Tobie!!! Śmiechu warte!
KARMA 13:26, 2 lipca 2014
Dziękuję :* A gdzie te komentarze? Bo nie widzę :(
OdpowiedzStefan, współbiegacz 18:44, 2 lipca 2014
http://www.maratonypolskie.pl/mp_index.php?dzial=4&action=2&code=24735&code2=&multi=16007&bieganie
Odpowiedz