15 km i 1 dzień bliżej Rzymu. Plaster się nie sprawdził i tak jak się obawiałam zrobił mi dziś dużą krzywdę. Efekt był taki, że w połowie trasy zdejmowałam skarpetki, buty i go odklejałam ale niestety było już za późno. Chciałam uniknąć pęcherzy i rzeczywiście.... pęcherzy nie mam - od razu zdarty naskórek i straszne szczypanie. Takie to mam (jak powiedziałaby moja mama) "pypciate" stopy. Do kluczowego biegu zostało 12 dni a mnie dopadają jakieś zupełnie od czapy bolączki - jakby mój organizm był małym dzieckiem, które wymyśla co raz to nowe powody, żeby nie pójść do przedszkola i zostać w domu. Oj, zdecydowanie - mój organizm nie chce biec 42 km! Dowód? Doszłam do wariackiego dość wniosku, że potrzebuję nowych butów, koszulka nie pasuje do spodenek, spodenki nie mają kieszonek... eehh...jak trudno być kobietą! ;)
Co do dzisiejszego treningu - katar mnie nie zmógł :) Wzięłam na drogę kolejny żel do sprawdzenia - przepyszny o bananowo-jabłkowym smaku. Konsystencja bardzo dobra, opakowanie poręczne z zakrętką. Bez kofeiny. Dodatkowym plusem jest rewelacyjnie niska cena 9 zł za 4 szt po 50ml (Decathlon).