W minioną niedzielnę odbył się pierwszy w Orzeszu bieg uliczny o nazwie Orzeska Dycha. Z racji niedużej odległości i braku opłaty startowej tudzież braku planów biegowych na weekend zdecydowliśmy się wystartować. 175 osób pobiegło na 10 km, ja z moim czasem 00:52:46.05 byłam zaledwie 119 (13 na 33 startujące w kategorii kobiet). Zdecydowanie mniej osób wystartowało w biegu towarzyszącym na dystansie 5 km - tylko 42 osoby (13 kobiet). Powiem krótko - to nie był mój dzień. Źle się czułam a trasa ze względu na przewyższenia była mocno wymagająca. Wystartowałam bezmyślnie pokonując pierwszy kilometr z czasem około 4:30 min/km, później zwolniłam do 5:01, a później....straciłam wigor. Między 6 a 7 km szłam. Tym razem to trasa mnie pokonała.
Co do samego biegu też mnie nie urzekł. Raczej piewsza edycja orzeskiego biegu będzie moją ostatnią. Co prawda jak wspomniałam na wstępie nie było opłaty startowej ale też organizator nie zapewnił żadnego pakietu - no... poza medalem. Nie było jedzenia, organizatorzy trochę zagubieni w swojej roli. Kilkakrotnie któryś mnie szturchnął przechodząc obok... Nie. Nie podobało mi się.