Po tym jak prawie wygrałam (haha) pierwszą edycję i nie wzięłam udziału w drugiej powróciłam na start Biegu Fair Play w jego trzeciej edycji. W sumie głupio było nie wystartować, kiedy jeździmy nie raz na drugi koniec Polski a ten bieg u nas za krzakiem dosłownie - na start przybiegamy z domu :) Bieg Fair Play jest fantastyczną inicjatywą charytatywną Getin Noble Banku i przyjaciół, gdzie za każdego biegacza na mecie Zarząd banku płaci pieniążki na sfinansowanie leczenia chorych dzieciaków. Każde 5 kilometrów to 15 zł dla Antosia, Szymona i Bartka, na leczenie i rehabilitację. Bieg rokrocznie odbywa się równocześnie w trzech miastach - Katowice, Warszawa, Wrocław - na jednakowym dystansie i zasadach, za każdym razem odbiorcy są określeni, scharakteryzowani, w miarę możliwości są na miejscu imprezy. Kasa nie płynie na wirtualne konta ale do żywych, kochanych małych ludzi. Co więcej my biegacze nie musimy opróżniać kieszeni, wystarczy wystartować i ukończyć bieg, wpisowego też nie ma. Widać, że jeśli się chce to można...
A startują różni ludzie - biegacze i nie-biegacze. Widać, że dla wielu to pierwsze starty a dystans 5 km stanowi nie lada wyzwanie. Ale wszyscy kończą bieg by w ten sposób dorzucić swoją złotówkę do puli.
Organizacyjnie impreza również jest ogarnięta jak należy a nad wszystkim czuwa znany w biegowym środowisku (zwłaszcza u nas na Śląsku) Pan August Jakubik, który przez ostatnich wiele miesięcy co środę prowadził treningi przygotowawcze do tego właśnie startu. Szalenie pozytywny człowiek z bardzo ciekawą historią i wigorem większym niż niejeden dwudziestolatek. Jeśli komuś brak motywacji - tacy właśnie ludzie powinni ją stanowić. A z rzeczy namacalnych - są koszulki, są fajne medale, nagrody dla najlepszych, poczęstunek na mecie (w wersji mięsnej i wege) - wszystko co dobra impreza powinna zapewniać.
Jedyne co nam doskwierało to upał - ale na ten rady nie ma, można by próbować przesunąć godzinę startu ale zawsze komuś będzie za wcześnie, za późno, nie w porę. Startowaliśmy punktulanie o 13 w pełnym słońcu, było ciężko ale daliśmy radę. Brawo my! Mój czas na mecie 00:24:52, pierwszy km w żółwim tempie potem już ciągle poniżej 5 min/km.
To wydarzenie dało też okazję do kilku bardzo niespodziewanych spotkań. Jak to mówią góra z górą się nie zejdzie a człowiek z człowiekiem.... zbiegnie? ;)