Przebiegłam. Alleluja! Przy aktualnej pogodzie sam fakt, że wystartowałam to już nie lada wyczyn! Na zmianę lało, sypało, wiało i siąpiło aż strach było w ogóle wysiąść z samochodu. No ale, że to nasze zezowate szczęście czasami uśmiecha się do nas to niech mają - na niecałe 50 minut niebo wstrzymało wszelkie opady i my wtedy śmig - śmig - zdążyliśmy obrócić do mety :) Trasa była urozmaicona, trochę z górki, trochę podbiegów - dwa okrążenia między domostwami. Nie licząc startu cały bieg przebiegłam w towarzystwie "tubylca", niestety zapomniałam imienia. Niemniej biegliśmy sobie razem - ja mu nadawałam tempo (on bez zegarka) a sama karmiłam się dopingiem jego licznych na trasie kibiców. Dobrze jest czasem skorzystać z takiej nieprzewidzianej symbiozy. I choć samą końcówkę odpuściłam ukończyłam bieg w dobrym czasie i formie.