"Jeszcze Polska nie zginęła kiedy my żyjemy..." - zaśpiewał uroczyście ponad ośmiotysięczny tłum na starcie XXIV Biegu Niepodległości w Warszawie. Wspólna rozgrzewka, chwila na znalezienie właściwej strefy czasowej, ostatnie pozdrowienia ze strony publiczności i ruszyliśmy - czerwone koszulki po lewej, białe po prawej. Niczym biało - czerwona żywa flaga rolkarze, wózkarze, biegacze i chodziarze wypełnili jedną z głównych arterii stolicy pokonując dystans 10 km. Starzy i młodzi, chudzi i grubi, doświadczeni maratończycy i debiutanci. Noga w nogę, plecy za plecami. Razem. Każdy ze swoją własną intencją i wszyscy ze wspólną. Najlepszym dotarcie do mety zajęło mniej niż pół godziny, najsłabszym ponad półtorej. Dla porządku napiszę tylko, że kobiet było 1775 a ja wśród nich 209 z czasem 00:51:18. Ale tu nie wynik ma znaczenie. Liczy się zapał, liczy się obecność, liczy się radość wspólnego biegania w myśl dobrej idei.
Była to największa impreza biegowa w jakiej brałam do tej pory udział. Wspaniale zorganizowana z (zamówioną chyba) wspaniałą pogodą, mam też wrażenie, że była to jedyna taka niedziela, kiedy parking jednego z największych w Europie centrów handlowych wypełniony był samochodami i ludźmi choć nikt nie robił zakupów.
Sitko 20:39, 14 listopada 2012
gratuluję :) a przepraszam, czy tych Spartan było 300 ? :)
OdpowiedzKARMA 10:33, 15 listopada 2012
Eeee, koło 10 tylko... tylko tylu pomieścił wehikuł czasu ;)
Odpowiedz