Skoro świt (o 8.30 byliśy umówieni z Adrianem i Moniką) wyrwaliśmy się z łóżek i wyruszyliśmy do chorzowskiego parku gdzie odbywał się 5. Bieg do Słońca na dystansie 10 km. Trudno mi uwierzyć, że to już piąta edycja bo przecież pamiętam pierwszą, kiedy to biegło nas może trzydzieści bez pomiaru czasu i żadnego zaplecza. Dzisiaj wpisowe wynosiło 10 zł, po biegu była przepyszna kiełbaska w barze Promenada, a na starcie około 150 osób (1/5 tej liczby stanowiły kobiety). Pomiar czasu nadal odbywa się bez chipów ale - czy komuś to przeszkadza? Konferansjerka w wykonaniu pana Augusta Jakubika wspaniała, zagrzewająca i dodająca otuchy. Do tego pogoda, która od rana dopisała - park przywitał nas słońcem jakby zobowiązny nazwą biegu. Zawody rozpoczęły się o godzinie 10 przy Pomniku Górników. Przedtem mieliśmy okazję zbadać sobie poziom tkanki tłuszczowej w organizmach ale o wynikach tego pomiaru sza :) Niech pozostaną tajemnicą. Trasa po parku jest przyjemna ale nie należy do łatwych - składa się z dwóch pięciokilometrowych pętli a podbiegi robią swoje. Start spod pomnika w kierunku ZOO, potem nawrót i zwalający z nóg podbieg obok „Łani”. Niektórzy z nas śmignęli (patrz Adrian), niektórzy dyszeli jak mały parowozik (patrz Ania) ale wszyscy daliśmy radę. Mój wynik - 52 minuty z ogonkiem - nie powalający ale bez powodów do wstydu, Mirek przede mną, Adrian przed Mirkiem. Monika kontuzjowana ale uśmiechnięta dobiegła kilka minut po nas. Nie ma to jak wspaniale rozpoczęty weekend!
Ostatnia prosta.
Mój wspaniały mąż.
Adrian - nasz najszybszy reprezentant.
Monika - dzielnie do końca.