Na dobicie. Na przeżycie. Fajnie było. Pochwały dla organizatorów, podziękowania dla Pana Jacka C. :)
Po wczorajszej piętnastce nie był to najlepszy pomysł ale skoro powiedziało się A to trzeba powiedzieć B. Basia wyraziła chęć i nie tylko... wykonała krok dalej - zadzwoniła, wypytała, a przy okazji"niechcący" wynegocjowała niższą opłatę startową. Proszę jak miło. Panie Jacku dziękujemy! :) Tym sposobem choć zapisani w dniu zawodów zapłaciliśmy po 25zł. No i to rozumiem! Opłata startowa niewielka a pakiet startowy wzorowy - był izotonik znanej marki, był lion na uzupełnienie kalorii, techniczna koszulka, po biegu woda i posiłek. W tej sytuacji nie wypadało się wycofać i choć z bolesnym kolanem ale postanowiłam pobiec. Już po pierwszym km z każdym krokiem czułam, że popełniłam błąd - biegłyśmy razem, spokojnie, Mirek ruszył przodem. Kolano prawie biegło obok.... Kto jednak mnie zna ten wie, że twarda ze mnie sztuka i ....nierozsądna. Prędzej zrobię sobie krzywdę niż odpuszczę. Zacisnęłam więc zęby i dokuśtykałam do mety.
Stefan, współbiegacz 18:25, 5 września 2014
Aniu, z Tobą to jak z Hitchcockiem :)
Od 25 lipca przez kilka tygodni totalna cisza, w której głucho tłuką się rozbiegane myśli:
czy są zdrowi? czy wyemigrowali na drugą półkulę? czy w ogóle zrezygnowali z biegania? co się dzieje?!
Po czym 1 września istny wysyp relacji na Twoim blogu: jeden bieg, drugi, trzeci ... sześć sprawozdań.
Fajnie, że nareszcie wiadomo co z Wami. I że dalej startujecie.
Nie rozglądałem się w Jaworznie (też tam byłem, miód i izo piłem), bo nie podejrzewałem, że mogę Was tam spotkać. Szkoda!
No i bardzo mi przykro, że (jak zrozumiałem) Twoje startowe plany pokrzyżowały jakieś wstrętne kontuzje. Cóż, czasem tak bywa; no siempre las cosas salen como se quiere. Ale cieszę się, że już jest lepiej, skoro odważasz się biegać.
Faktycznie, twarda z Ciebie sztuka! Wszyscy to wiedzą :)
KARMA 9:35, 8 września 2014
Faktycznie - w ciągu ostatnich 2 miesięcy moje życie zbliżone jest do filmu, choć mam wrażenie, że raczej byłby to ciekawszy materiał dla Koterskiego niż mistrza Hitchcocka. Na bieganie dostałam szlaban, a żal z tym związany sprawił, że nie miałam siły ani chęci o nim pisać. Mirek podtrzymał tradycję (i formę!) - nie pozwoliłam mu przestać. W Jaworznie Cię widziałam na mijance, ale nie miałam siły zawołać... ledwie mogłam oddychać. Trochę wracam ale już nie poszaleję. A najgorsze, że musiałam się pożegnać z listopadowym starem w Atenach ;( Samo życie.
Odpowiedz