Jaworznicki bieg ma to do siebie, że pierwsze 8 km w ogóle nie męczy. Krótko mówiąc jest z górki. No i jak łatwo się domyśleć problem zaczyna się tuż po nawrocie - teraz trzeba wrócić to co się zbiegło. Efekt jest taki, że jeszcze na 10 km czułam się prawie jak przysłowiowy młody Bóg, ale już na 12 chciałam wyzionąć ducha. Muszę jednak przyznać, że mimo trudnego profilu trasy w tym roku biegło się dobrze. Pojawiło się trochę chmurek i słońce nie paliło aż tak bardzo jak w latach ubiegłych. Organizatorzy też się spisali i punktów z wodą było więcej niż przewidział regulamin oraz dodatkowo gąbki (Gdzieniegdzie także co życzliwsi mieszkańcy orzeźwiali nas ogródkowymi szlauchami). Z czasem 1:22 min bieg ukończony.
Bieg ukończyło 656 zawodników. Wydaje mi się, że kilkoro zeszło z trasy. Pierwsze miejsce z czasem 47:19 zajął Białorusin, za nim kolejny, potem Ukrainiec i dopiero potem pierwszy Polak. Na całą tą wielką gromadę biegaczy wystartowało jedynie 86 kobiet, za to aż z 4 krajów: obok Polek biegły Ukrainki, Białorusinki i 2 Kenijki. W końcu to bieg "międzynarodowy"! Medale jak zawsze były ładne i oryginalne, takie po które chce się startować (chociaż biegamy dla przyjemności, nie medali). Organizacja, zwłaszcza biorąc pod uwagę skalę imprezy, świetna - bezproblemowy odbiór pakietów startowych, toaleta i depozyt na miejscu, na trasie dobre oznaczenia, woda, służby medyczne i porządkowe, a po biegu posiłek i prysznic. Ukłony i medal dla organizatorów za kolejną wspaniałą imrezę.