Tacie na urodziny żadne torty, żadne kremy - wiadomo - tylko kruche ciasto z owocami i kruszonką. Mimo wszystko nie chciałam żeby było tak zupełnie zwyczajnie więc postanowiłam wypróbować przepis, który już jakiś czas temu wpadł mi w oko, znaleziony u Doroty przeklejam w całości bo jest idealny co do grama (oryginalny tutaj). Wiadomo, że jak u Niej to na pewno nie zawiedzie. Upiekłam. Mama orzekła, że to jej nowe najlepsze ciasto. Blaszka rozeszła się w jedno popołudnie. Pyszności. Powiem otwarcie - autorka strony "Moje Wypieki" to moje piekarnicze guru. POLECAM BARDZO BARDZO!
Składniki na kruche ciasto:
Masło kroimy w kostkę, szybko zagniatamy z pozostałymi składnikami ciasta. Jeśli ciasto będzie zbyt sypkie, dodajemy 1 - 2 łyżki wody (u mnie nie było takiej potrzeby). Dzielimy je na 2 części - jedna trochę większa, druga mniejsza i zawijamy obe w folię spożywczą, wkładamy do zamrażarnika. Blachę smarujemy masłem, wykładamy papierem do pieczenia. Na spód ścieramy na tarce większą część ciasta, lekko przyklepujemy i wyrównujemy, wstawiwamy do rozgrzanego piekarnika i pieczemy na złoty kolor w temperaturze 190ºC przez około 20 minut. Upieczone odstawiamy. Ciasto musi teraz całkowicie ostygnąć.
Delikatna budyniowa pianka:
Ponadto:
Kiedy podpieczony spód jest wystudzony ubijamy białka. Do ubitych powoli i stopniowo wsypujemy cukier i cukier wanilinowy, cały czas ubijając na najwyższych obrotach. Następnie powoli wsypujemy proszek budyniowy, cały czas miksując, by dobrze się rozpuścił i nie przerywając miksowania powoli wlewamy olej. Miksujemy dalej do całkowitego połączenia.
Na podpieczony, zimny już spód ciasta wykładamy powstałą pianę. Wyrównujemy i układamy gęsto maliny (otworkami do góry). Maliny lekko dociskamy w pianę.
Na maliny ścieramy na tarce resztę zamrożonego ciasta. Pieczemy w temperaturze 190ºC przez około 30 - 40 minut. Wyjmujemy i czekamy aż ostygnie, ostudzone oprószyć cukrem pudrem.
SMACZNEGO!