Ta zupa zawsze będzie mi się kojarzyć z babcią i wakacjami na wsi. Szczawiu nie jadłam nigdy nigdzie indziej jak gdyby było to jedyne miejsce na ziemi gdzie można go spotkać. Nie pamiętam, żeby kiedykolwiek mama robiła ją w domu. W mojej rodzinie nazywana "barszczem szczawiowym" choć barszczu nie przypomina ni kolorem, ni smakiem. Zdecydowanie bliżej jej do żuru niż barszczu. Z jajkiem, kiełbaską i ziemniakami - w zasadzie nie pozostawia miejsca na drugie danie. Jeśli ktoś nie przepada za kwaśnymi zupami to nie jest zupa dla niego. U mnie jedna z ulubionych!
Składniki:
Szczaw myję, siekam i zalewam wrzątkiem (u mnie około 1,5 l), dorzucam posiekane grzyby i drobno posiekany/zmiażdżony czosnek. Tak zostawiam na noc. Następnego dnia gotuję wrzucając kostki rosołowe. Ziemniaki kroję w kostę i gotuję oddzielnie. Kiedy zmiękną dorzucam do zupy razem z pokrojoną kiełbachą. Przyprawiam do smaku solą i pieprzem, podaję z jajkiem.