Legendarne smoki, bambusowe kapelusze, ciekawe ubiory i nieciekawe jedzenie – tak wyglądał mój dotychczasowy koszyk skojarzeń na temat Wietnamu. Pora w końcu przyszła zobaczyć jak te wyobrażenia mają się do prawdziwego kraju i jego mieszkańców.
Wylądowaliśmy na lotnisku Noi Bai w Hanoi. Przez chwilę jeszcze nie wysiadamy, jeszcze ciekawość miesza się z obawą przed nieznanym. W pierwszej kolejności musimy załatwić wizy – wybraliśmy procedurę „Visa on arrival” rezygnując z wycieczki do Ambasady w Warszawie i zadowoliliśmy się samą promesą wjazdową. Po wejściu na halę terminala od razu zauważamy podpisane czerwonym szyldem okienko. Oddajemy paszporty i zostajemy przekierowani na drugą stronę. Płacimy po 50 USD (tyle kosztuje wiza miesięczna wielokrotnego wjazdu, jednokrotna 25) i już nasze paszporty wracają do nas z wklejonymi wizami. Zostawiamy jeszcze przygotowane wcześniej formularze wjazdowe i już. Sprawnie przechodzimy przez okienko urzędu imigracyjnego i idziemy na halę, gdzie właśnie zakończono wyładunek bagażu. W punkcie informacyjnym dostajemy mapę miasta toteż od razu prosimy o pomoc w zlokalizowaniu hotelu (pierwszy nocleg zarezerwowaliśmy przez internet na www.agoda.com).
Na prawo od wyjścia z terminala stoją sznureczkiem taksówki a dalej za nimi mini busy – jedyne 2$ za osobę i mkniemy ku centrum. Jeśli wierzyć znakom od lotniska do centrum stolicy oddziela nas jakieś trzydzieścii kilka kilometrów. Wysiadamy ok. 2 km od hotelu – zakwaterować się możemy dopiero od godziny 12 więc nie spieszy nam się. Jest 10 rano czyli w Polsce 5 – pewnie już świta .
Good Morning Vietnam! Jest duszno i gorąco. Jak w środku lata przed wielką burzą. Na chwilę przysiadamy na pierwszym z brzegu skwerku żeby jakoś zlokalizować samych siebie na planie miasta. Pomimo tego, co wielokrotnie czytałam o wielkim chaosie i nieprzydatności map w Wietnamie wszelkie zarzuty okazały się kompletnie bezzasadne. Na każdym skrzyżowaniu są tablice informacyjne z nawami ulic i bez trudu znajdujemy te same nazwy na planie miasta, który trzymamy w ręce. Naprawdę nic prostszego! Jeśli więc jesteś w Hanoi a nazwy ulic na mapie i w rzeczywistości nie są takie same - prawdopodobnie patrzysz na niewłaściwą część mapy. Znajdujemy hotel ale mijamy go i idziemy dalej nad osławione jezioro Hoan Kiem (tylko jakieś 5 minut dalej). Rozkoszujemy się pierwszym i jak się później okaże najdroższym piwem w trakcie naszego pobytu (40 000 dongów za puszkę). Płacimy dolarami i bierzemy wietnamską resztę. Tak nabywamy nasze pierwsze wietnamskie pieniądze, które zresztą jak się okazało po powrocie do hotelu - zgubiłam. Na szczęście niewiele tego było.
Jezioro Hoan Kiem nie wzbudza zachwytu od pierwszego wejrzenia, ot staw w centrum miasta, ani to duże, ani niezwykłe. Wyjątkowość tego miejsca dla mieszkańców jest jednak nie do podważenia a łączy się z legendą, którą chyba każde miejscowe dziecko zna. Według podań jeden z wietnamskich przywódców wypędził chińskich najeźdźców przy użyciu magicznego miecza, który otrzymał od mieszkającego w jeziorze potężnego żółwia. Po zwycięstwie żółw zażądał zwrotu miecza i ukrył go głęboko w wodzie jeziora – wg dosłownego tłumaczenia Ho Hoan Kiem oznacza właśnie Jezioro Zwróconego Miecza.
Hotel jest przyzwoity biorąc pod uwagę stosunek jakości do ceny, ma też wifi. Bezprzewodowy Internet jest zresztą wszędzie. Wystawy sklepowe kuszą wspaniałymi ubraniami wykonanymi z najwyższej jakości materiałów. W końcu Wietnam jest także królestwem jedwabiu.
Pierwszego dnia próbujemy soku z trzciny cukrowej i wietnamskiego pho. Tę niezwykłą zupę Wietnamczycy jadają na obiad, kolację i śniadanie. Nam również smakuje i choć często tłumaczy się turystom, że to coś w rodzaju naszego rosołu – takiego rosołu nigdy jeszcze nie udało mi się przyrządzić.
Próbujemy załapać się na przedstawienie Teatru Lalek na Wodzie, ale niestety bilety wyprzedano z kilkudniowym wyprzedzeniem. Szkoda, widać widowisku nie brakuje popularności! Tego wieczora uczymy się naszego pierwszego zwrotu: Xin Chao!
anomys 21:22, 13 października 2012
fajnie, a gdzie dalsza część?
OdpowiedzKARMA 23:03, 14 października 2012
Jest dalsza część. Bardzo proszę. Na dniach opublikuję resztę. W razie konkretnych pytań jestem do usług - postaram się odpowiedzieć.
Odpowiedz